Samoakceptacja rodzi się w głowie.


 Tą grafikę uwielbiam od kiedy ją tylko zobaczyłam. Awokado znane jako źródło dobrych tłuszczów - a mimo to samo musi się przekonywać przed lustrem, że rzeczywiście jest dobre. Może i tłuste, może i często niezbyt ładne, ale mimo wszystko WARTOŚCIOWE!

SAMOKOMFORT.



 Budowanie samokomfortu nie jest niczym prostym, często jest też dość nieprzyjemne. Wymaga od nas poświęcenia sobie samym czasu, jednocześnie wykluczając możliwość bezsensownego jego zabijania. Zmusza nas do wejścia głęboko w siebie oraz odkrywania, dlaczego zachowujemy się w pewien sposób. Zderzamy się z przeszłością, teraźniejszością oraz wizją przyszłości.

Podążamy znanymi, a jednocześnie nieznanymi ścieżkami, plączemy się, gubimy, szukamy tropów. Zadajemy pytania, prowadzimy ciężkie, aczkolwiek pełne prawdy rozmowy.

Po co nam właściwie samokomfort?
W świecie, gdzie wszystko pędzi, kręci się i ma deadline warto zdać sobie sprawę z tego jakim właściwie trybikiem jesteśmy w obecnym systemie oraz jakim byśmy chcieli być. Bez fałszywego obrazu kreowanego poprzez innych ludzi, na których się wzorujemy. Odnaleźć siebie, swoja własną unikatową twarz i zakończyć bycie marną kserokopią kogoś innego. Zaakceptować siebie.


Chcąc całkowicie zrozumieć siebie nie można być tchórzem. Trzeba być odważnym. Tak jak wspominałam w ostatnim tekście - siła nie drzemie w wielkości ciała, a w pewności duszy. Jak ktoś przede mną powiedział "Odwaga to nie brak strachu, jedynie umiejętność jego pokonania.".

Co może być strasznego w odkrywaniu siebie? Absolutnie wszystko. Nagle każde wspomnienie, każda myśl zaczyna mieć sens. A wraca ich do ciebie wtedy sporo. Sytuacje, których nie chcesz pamiętać, porażki, zwycięstwa, chwile radości i smutku. Czasem dociera do ciebie ile błędów popełniłeś, ile kiepskich relacji utrzymywałeś, a ile fantastycznych odpuściłeś. Jako ludzie mamy prawo do błędów. Mamy też całkiem ciekawą przypadłość - szybciej zapominamy o najgorszych, aniżeli się z nich uczymy. Wylewamy morze łez, mówiąc nigdy więcej i niedługo potem wpadamy w dokładnie te same sidła. Obiecujemy sobie, że nie włożymy ręki do ognia, odpuścimy, jeśli nie będzie nadziei. Finalnie wkładamy rękę pod zimną wodę. Po raz kolejny. Przychodzi moment refleksji. Zatrzymujemy się, myślimy dlaczego!? Przyjmujemy pierwszą lepszą odpowiedź za poprawną, tym bardziej jeśli wychodzimy wtedy na niewinnych. Byle wina nie leżała po naszej stronie.

Nikt nie jest idealny. I nie wystarczy tego wiedzieć, trzeba jeszcze umieć się z tym pogodzić.

To tak jak z byciem samemu. Dopiero kiedy się z tym pogodzisz i znajdziesz w tym dobre strony, jesteś w stanie prawdziwie cieszyć się z towarzystwa.

Pobyt samemu =/= samotność.

Odczucie ciągłej samotności to pierwsza oznaka tego, że coś jest nie w porządku. Szczególnie jeśli otaczają cię bliscy, a ty nadal czujesz się osobnym bytem w tłumie. Jednak o tym napiszę następnym razem. A dzisiaj to już wszystko - do przeczytania!

Komentarze

Popularne posty