I tak wszyscy umrzemy.


Ciasto Rafaello


Chciałam zacząć od wklejenia krótkiego cytatu, a potem zdałam sobie sprawę, że aby wyrazić co mam w sobie aktualnie musiałabym wkleić cały tekst piosenki, więc wybieram mniejsze zło i podrzucam do niej link.



Kończy się maj. Miesiąc, który zawsze kojarzył mi się dobrze. Słońce, kwiaty, grille czy kawa w ogrodzie. Maj był miesiącem idealnym. Co by się nie miało dziać w czerwcu lub co nie stało się w kwietniu – to nie ważne. Miałam zawsze mój maj. Oznakę rozkwitania, zmiany, możliwości.

No i chuj.



I tym stwierdzeniem mogłabym zakończyć cały ten tekst. Dosłownie.
Tegoroczny maj wkładam do jednego worka pełnego porażek, beznadziejności i braku chęci. Z pełną świadomością waszego osądu stwierdzam, że jako wyczyn uznaję fakt, że przetrwałam. Pokornie przyjmuję wasze niezadowolenie, bo w końcu szukacie tu motywacji czy pocieszenia. Nie tym razem. Tym razem dowiecie się, że mi też uśmiech z ryja odpada, a niektóre dni już po przebudzeniu spisuję na straty. Nie mam ochoty na nic poza owinięciem się w koc i oglądaniem kiepskich seriali przez cały dzień. I gówno mnie obchodzi, że pogoda na dworze kusi do spaceru lub przejażdżki rowerowej, a ostatni porządny trening zrobiłam dwa tygodnie temu. Moje wnętrze jest pełne chmur, burz, deszczu i wiatru.

No i chuj.

Mam do tego prawo. Nie jestem ideałem. Miałam swoje wzloty, ale miałam też sromotne upadki i porażki. W tym miesiącu minęło pół roku od momentu rzucenia przeze mnie palenia papierosów. Świetnie, że mi się udaje? Może. Porażką był fakt, że w ogóle zaczęłam. Od początku pandemii przytyłam – tak! Sportowy świr pozwolił sobie przytyć. I o ile na co dzień jestem z tego mega zadowolona (NO SIEMA CYCKI!), tak nadchodzi moment zwątpienia czy wcześniej nie było lepiej (nie było). W ciągu ostatnich trzech miesięcy więcej niż raz tygodniowo odpuściłam ćwiczenia, w zamian zagryzałam lody pizzą. Zaczynałam dzień od czekolady zamiast zdrowego śniadania. Z 25 000 kroków spadłam do 3 000. Bywało, że nie mogłam patrzeć na siebie w lustrze.

Jestem takim samym człowiekiem jak ty.


I wierz mi, to że udało ci się zwyczajnie przeżyć ten dzień – to jest wyczyn. Nie zawsze musisz dawać z siebie miliona procent, być produktywnym, robić oszałamiające rzeczy. Czasem medal należy ci się za wyjście z łóżka. A czasem za to, że postanowiłeś w nim zostać. Nie jesteś robotem, nie wystarczy, że zalejesz sobie benzyny do baku i możesz napierdalać ile wlezie. Właściwie nie ma ani jednej maszyny, która pracując cały czas na 100% nigdy się nie psuje. Padnij na te swoje kolana, nie bój się przyznać, że ci ciężko. Nie raz sytuacje będą nas wszystkich przerastać. Będziemy czuli się jak kupki gówna bez wartości. Będą płynąć łzy, będziemy krzyczeć, może nawet coś zniszczymy. Uderzymy w ścianę. Załamiemy ręce z bezsilności. Unikniemy wykonywania obowiązków. Zrezygnujemy z czegoś.

No i chuj.

Jeśli wyjdzie nam to na zdrowie i będziemy w stanie wrócić do swojego życia dużo spokojniej, z większą motywacją i chłodną głową – to jak najbardziej polecam. Daj sobie odpocząć, wyrzuć z siebie wszystko to co cię gryzie, pozbądź się tych wkurwiających manier zaspokajania potrzeb innych kosztem siebie. Odpocznij, odpręż się, na chwilę zapomnij o byciu idealnym. Nigdy taki nie będziesz i wiesz co?

No i chuj.

Komentarze

Popularne posty