Wyrwij mi serce.

          Podobno nie można kogoś pokochać, jeśli nie czuje się do tej osoby przyjaźni. Jednak co definiuje każdą relację? Co sprawia, że jesteśmy w stanie oddać całe swoje ciało i duszę, otworzyć się i bez wstydu ściągnąć maskę? Dlaczego niektóre osoby pozostają wiecznie w kategorii znajomy, a inne bardzo szybko znajdują cieplutki kąt w naszym sercu? Jakim cudem tworzymy związki i budujemy wspólną przyszłość, bez obaw, że kiedyś to się skończy? Jak to się dzieje, że kochamy?

Reprezentuję tę część społeczeństwa, która ma bardzo rozwinięty kręgosłup moralny oraz pragmatyczne podejście do rzeczywistości. Sceptycyzm pozwala mi spojrzeć na wszystko z najostrzejszej możliwej perspektywy. I mimo tego mój świat nie jest jedynie czarno-biały. Właściwie to jest cholerną feerią kolorów, cieni i jasności, kontrastów. I teraz gdy wszystkie one nie zlewają mi się w jedno potrafię je wreszcie rozróżnić.

Czerwień reprezentująca złość, nienawiść, ale także namiętność i miłość. Zieleń nadziei. Czerń rozpaczy, smutku. Żółć zazdrości. Biel niewinności. A to wszystko ładnie zamknięte w pryzmacie, który reprezentuje różne rodzaje związków emocjonalnych nawiązujących się między ludźmi. Trzymamy go na na stabilnej podstawie - własnej dłoni - lub pozwalamy zwisać bezpiecznie ukrytym przy sercu. Nie ważne gdzie go umiejscowimy, wierzymy, że nie ważne co by się nie działo dookoła on tam będzie. Stały i niezmienny.

Wiara... pochodna zaufania.

Możemy wylądować w piekle, ale jeśli istnieje na świecie ktokolwiek, kogo słusznie obdarzyliśmy zaufaniem, to wszystkie zmartwienia i strach nagle bledną. Bo mamy pewność, że pojawi się pomocna dłoń, wyciągająca nas z dołka. Przywracająca na twarz uśmiech. A jednocześnie osoba, która pozwoli wypłakać się w rękaw, kurwić na niesprawiedliwy wszechświat. Taka, która pocieszy, a jeśli trzeba kopnie w dupę na rozpęd.

Bo bratnia dusza to nie tylko związek romantyczny.

Znaleźć ją możemy w przypadkowo poznanej osobie. Kimś, kto na pierwszy rzut oka jest kolejną mijaną na ulicy twarzą. Nikim szczególnym. Chłopakiem, który pożyczył ci długopis. Kruszynką, wyciągającą sparaliżowaną mnie spod zimnego natrysku. Dziewczyną z treningów. Współlokatorem z przypadku. Korepetytorem. Wariatką o niebieskich włosach, która była niczym wiatr ([*]).

Przyjaciele. Znajomości, które wydawały się nieznaczące, a przerodziły się w silną więź. Stworzyły dookoła ciebie bezpieczną sieć, dzięki której nawet jeśli padasz z wycieńczenia lub po raz kolejny zostajesz odtrącony, to nie tracisz gruntu pod nogami. Jesteś w stanie wstać. I mimo że boli, bo los wyprowadził następny cios, przesz do przodu. Podejmujesz dzikie decyzje, bojąc się podejmowanego ryzyka. Robisz to. Bo masz poczucie, że nigdy więcej nie zostaniesz z tym sam, a ciemność towarzysząca ci tyle czasu nie ma do ciebie dostępu. Zamiast pędu i pesymizmu, dostajesz spokój, ciepło i wewnętrzną radość.

Jest to jednak też poświęcenie.

Czasem musisz wykorzystać ciężki arsenał. Przetłumaczyć i przedefiniować świat bliskiej ci osoby, wyciągając na wierzch łączącą was przeszłość - nie ważne, że czasem była godna potepienia. Jednak to też robisz z wielką chęcią. Bo na tym polega silna i wiele warta relacja. To nie pasożytowanie czy wykorzystywanie energii drugiej osoby, by poczuć się lepiej. To dzielenie się dobrem, ale też złem. To kłótnie, które tylko potwierdzają to, że ci zależy. Umiejętność wysłuchania i wyłapania najważniejszych elementów. Wzajemne poznawanie siebie. Zalet, wad. Ambicji i strachu.

Czasem zachowujesz się jak głupi sukinsyn. Albo egocentryczka goniąca za atencją. Unosisz się dumą. 

 A jednak kiedy trzeba podejmujesz odpowiednie kroki, czyli ...

... działanie, stawianie wszystkiego na jedną kartę, by uratować przyjaciela przed nim samym. Graniczące z monotonią powtarzanie tych samych zdań, jednak ważnych na tyle, by robić to za każdym razem z większą energią. Kreowanie wspomnień, które wyłowić możesz z pamięci, kiedy czujesz, że pod powiekami pieką łzy. Uśmiechy, a jednocześnie dzielenie się smutkami.

Wspólne chwile, te o intensywnych barwach, ale też te pełne spokoju.

Rozmowy, ale i możliwość milczenia w swoim towarzystwie. 

Akceptacja.


_________________________________________________
Dzisiejszy tekst nie podpada pod żadną kategorię. 
Jest jednym z tych pisanych "na kolanie". 
A jednocześnie bardzo dla mnie ważnym.
"I'm only human, 
after all."





Komentarze

Popularne posty