Przestań pieprzyć.


Nie będzie to notka kulinarna chwaląca wyższość pieprzu nad solą. 
Będzie to wirtualny opierdol, który odczujecie jakbym dobijała się do waszej świadomości... godzinami... za pomocą młota pneumatycznego.

-Biegasz?

-Nie, mam od tego ludzi!

Jesteśmy kurewsko leniwi. Nie ukrywajmy tego. Mamy tyle możliwości, które dają nam komfort nic nie robienia, że wolimy polegać na nich, zamiast ruszyć cztery litery. Pierwszy z brzegu przykład - upada ci pilot. Co robisz? Gimnastykujesz się jak popierdolony, byle dosięgnąć go z kanapy zamiast wstać i załatwić to szybciej.
Dlaczego? Bo samo poderwanie dupska z wygodnego siedziska jest dla nas dyskomfortem. Wymaga zaangażowania energii, a skoro już usiedliśmy to przecież jesteśmy zmęczeni. Logiczne, nie? Tak samo z gotowaniem. A co będę gotować, skoro mogę zamówić, niech inni zajmą się dogodzeniem mi.

Mijają lata i z takich nieznaczących bzdur tworzą się problemy. Bo z weekendowego kanapowca zamieniasz się w tygodniowego kanapowca. Wysiłek fizyczny, który może nawet kiedyś ceniłeś jest aktualnie w twoich oczach niepotrzebną stratą czasu. Po chuj ci to? Siedź, jedz i pij. A potem zrywaj się, bo przypomniałeś sobie o umówionej wizycie do lekarza, który ma ci powiedzieć czemu nagle zaczęły boleć cię kolana przy wchodzeniu po schodach (o zadyszce nie wspomnę). Docierasz do przychodni i pierwsze co, to włącza ci się tryb łowcy - rozglądasz się bacznie, mając nadzieję na upolowanie ofiary. Jest! Jawi ci się jak ósmy cud świata. Krzesło. I to wcale nie jest tak, że chwilę temu wysiadłeś z samochodu, który zaparkowałeś jak najbliżej drzwi jak się dało. Siadasz. Eureka, ohh jak wygodnie. A może i nie? - Dobrze ci tak, aby cię to krzesło w dupę ugryzło!

Zdarzyło mi się obejrzeć kilka odcinków Black Mirror. Wizja przyszłości, która została tam zaprezentowana przeraziła mnie nie dlatego, że wyglądała jak halucynacje ziomka na ostrym zjeździe po kwasie. Nie. Wstrzymałam dech, bo zdałam sobie sprawę, że tak może się rzeczywiście stać. Wszystko załatwia za nas technologia. Inteligentne zegarki, smartfony, kuchnie, przedpokoje, bramy... całe domy. Kontrolowane z kanapy. Jest ci chłodno? Stuk, stuk w ekran i nagle temperatura wzrasta. Brakuje ci towarzystwa? Klik, klik i masz, proszę bardzo, ludzie z całego świata na wyciągnięcie ręki. Nie musisz nigdzie wychodzić. Nawet majtki możesz zamówić z dostawą do domu.

Pokolenie samotnych egoistów. 

Jestem ciekawska i wszędzie mnie pełno. Właściwie otoczona jestem ludźmi przez 3/4 dnia. Nie przeszkadza mi to jednak w odczuciu samotności. Samotność w tłumie to rzeczywistość większości z nas. Co z tego, że twoja ulubiona siłownia jest wypełniona innymi osobami? Nakładasz słuchawki, ewentualnie łaskawie kiwając głową, gdy inny użytkownik gestem pyta się, czy może skorzystać ze sprzętu. Izolujemy się w prawdziwym świecie, ukrywając prawdziwe oblicza, a wszystko po to, aby nikt nie mógł ocenić prawdziwych nas. Czujemy się niepewni samych siebie na tyle, aby nie robić z tym niczego poza ukryciem pod toną masek.

Zdjęcia publikujemy tylko jeśli wyszliśmy na nich perfekcyjnie. W opowiadanych innym historiach pomijamy nasze faux pas. Zżera nas wstyd za nasze prawdziwe i naturalne oblicza.



Pragniemy bliskości, zgrywając twardych, opanowanych i bez emocji. A kiedy pojawia się ktoś, kto chociażby zarysuje wygląd jaki kreujemy - uciekamy. Odtrącamy drugiego człowieka, gdy zaczyna nam zależeć, bo to łączy się z poświęceniem pewnej fałszywej twarzy. Wolimy wykreować inną. Mężczyźni próbują być wiecznym samcem alfa, niewrażliwym ważniakiem z wiecznie zadowoloną miną oraz zmysłem łowcy. Kobiety chcą pokazać siłę i niezależność bez względu na sytuację. Negujemy wrażliwość jako dobrą cechę. W końcu kto chce być miękką fujarą? Delikatność się nie sprzedaje. Nie daje nam poczucia bycia szanowanymi, a tylko szacunek społeczeństwa się liczy. Tylko on jest w cenie, dokładnie tak jak lajki pod zdjęciami (P.S. Kupię obserwatorów, ktoś coś?).

Lubimy być docenieni. Dlatego właśnie chcemy zrobić z siebie kogoś kim nie jesteśmy. Wersję bez defektów. Nie popełniającą błędów. Jednocześnie niczego się nie uczącą, stojącą w miejscu.

Pokora. Tego nauczyło mnie życie. Pokornie znosić konstruktywną krytykę, bo to jest siła napędowa, która pokazuje nam kim jesteśmy i kim możemy się stać. Nie damy rady ewoluować w lepszą wersję, jeśli gładzić po główce i chować będziemy tą gorszą. To że ktoś wypomina nam nasze wady to nie zawsze oznaka złych zamiarów. Czasem potrzebujemy kopnięcia w dupę, takiego mentalnego, by obrać właściwy kurs. Przyznać rację, że nie jesteśmy ideałami. Tak naprawdę nigdy nie będziemy, chociaż byśmy katowali się do upadku w każdej możliwej kategorii życia.

Musimy poznać czym jest ból, by faktycznie docenić momenty, kiedy znika. Kiedy nic nie zaburza naszego szczęścia. Bo gdyby nie ciemność nie wiedzielibyśmy czym jest światło. Tak jak gdyby nie dyskomfort nie poznalibyśmy ulgi. 

CIERPIENIE NIE USZLACHETNIA! Zupełnie nie. Przynajmniej nie każde. Jeśli robisz z siebie ofiarę i męczennika, bo los jest przeciwko tobie, to nigdy nie staniesz się tą osobą, której potencjał w tobie drzemie. Wieczne wmawianie sobie, że nic ci się nie uda to najprostsza droga do tego, aby TAK RZECZYWIŚCIE BYŁO.

ILE KURWA MOŻNA?

Jak długo jesteś w stanie trwać w stagnacji zanim zaczniesz myśleć, że nie jesteś niczego wart? Zanim przyjdą głupie myśli, że właściwie świat byłby lepszy bez ciebie? Oczywiście nie mówię tu o osobach zmagających się z depresją, chociaż może do tego prowadzić. Ile razy będziesz wgryzać się w poduszkę, tłumiąc łzy, bo jesteś dla kogoś ciężarem? Ile czasu minie zanim przestaniesz pamiętać czym jest zadowolenie czy radość, bo nic nie będzie w stanie cię usatysfakcjonować? Bo nic nie będzie bez wad, a wada to słabość, a słabość jest dla słabych.

Potęga świadomości jest niesamowita.

Ja dowiedziałam się tego, gdy podjęłam wysiłek zmiany ciała. Tylko o to mi chodziło. Goniłam jak wariatka za idealną wagą, stosując coraz to dziwniejsze diety, krok po kroku niszcząc organizm. W głowie cały czas migały mi zdjęcia idealnie pięknych kobiet, które otaczało grono ludzi. Zakodowałam sobie, że jeśli osiągnę określoną sylwetkę to też będę mogła pochwalić się dziesiątkami bliskich przyjaciół, setkami znajomych, że ktoś wreszcie zacznie mnie poważać i lubić. Zgubiłam się we własnej głowie tak bardzo, że moją wartość określała jedynie waga i rozmiar. Cyferki połączone bliską relacją z wyglądem.

Moje wnętrze nie wydawało mi się w ogóle ciekawe, całkowicie przeciętne. Nałożyłam na siebie tyle warstw innych osobowości, że do końca nie wiedziałam, która jest prawdziwa. Czy w ogóle którakolwiek z nich jest. Bo prawdziwa Nikola lubi siedzieć zakopana w kołderkę z książką i kubkiem kakao, a czasem też zwyczajnie popłakać, gdy życie zaczyna ją przerastać, a to tak płytkie, że nie robi na nikim wrażenia. A przecież opinia innych jest tak cholernie ważna. Co ludzie powiedzą!?

No to zaczęłam ćwiczyć. Odrzucałam swoje wewnętrzne pragnienia wieczorów ze znajomymi czy zwykłego chillu przy filmie, po to by ktokolwiek mnie zaakceptował. Odmawiałam sobie przyjemności, bo były dla mnie w moim ujęciu przeszkodą. Jakie to nielogiczne. Odtrącałam osoby, które lubiły mnie dla mnie, aby wykreować z siebie postać, z którą nie miałabym zupełnie nic wspólnego... Żeby zyskać ludzi, którzy mnie polubią. Jak to mówi moja mama miałam klapki na oczach.

Brak umiejętności docenienia samego siebie niszczy wszystko. Źródło tkwi jedynie w twojej głowie. Albo aż w twojej głowie. Warto czasem stwierdzić, że jest w nas coś wyjątkowego. Jednak i w tym trzeba znaleźć złoty środek. Nie mówię, byśmy od razu stwierdzili, że jesteśmy zajebiści wpadając w samouwielbienie, a także brak samokrytyki. Tylko tyle, byśmy byli w stanie powiedzieć swojemu odbiciu - Wcale nie jestem tak chujowy jak sobie wmawiam! Zaakceptujmy dobre i złe strony swojego prawdziwego oblicza.


Dla mnie sport stał się szkołą życia. Bo w tym wszystkim może nie wyszłam na miss świata o idealnej figurze, kracie na brzuchu i brazylijskim tyłku, otoczoną wiankiem fanów. Natomiast cały WYSIŁEK włożony w to, aby dogonić niemożliwe do spełnienia marzenie, sprawił, że polubiłam sama siebie. Zamiast mięśni wykształtowałam odpowiedzialność i zdrowe nawyki. Naprawiłam swoje wnętrze. A szacunek i przyjaźń innych przyszły dopiero później. Dopóki nie znajdziesz w sobie siły, by się zaakceptować, jak możesz liczyć na to, że ktoś ciebie zaakceptuje? Przecież sam nie wiesz kim jesteś.


Mam dla ciebie zadanie, z którym zostaniesz sam, ale może pomóc ci w odnalezieniu drogi z samotności do bliskości. I jeśli cokolwiek co wcześniej napisałam do ciebie przemówiło, jeśli kiedykolwiek się ze mną zgodziłeś, to naprawdę się nad tym zastanów.


Kiedy ostatnio byłeś w pełni szczęśliwy i zadowolony ze swojego życia? 


 __________________________
Edit I:
Jeżeli smutek towarzyszy ci przez większość czasu - skontaktuj się z lekarzem. Nie neguj objawów depresji. 
Osoby, które ją u siebie podejrzewają - nie bierzcie tego tekstu do siebie. 
Kieruję go do osób, które dobrowolnie udają kogoś innego, bez podłoża chorobowego.  

Edit II:
Zgodnie z radą znajomej dodaję link do strony, gdzie można się zgłosić ze swoim problemem: http://samobojstwo.pl
Rozmowa to pierwszy krok do poprawienia swojego stanu psychicznego.  



Komentarze

  1. Świetny wpis, taki prawdziwy (chociaż to smutne). Brakowało mi tego, aby ktoś w tak prosty i dobitny sposób napisał o codzienności prawie każdego człowiek. Nie możemy żyć w stagnacji, ruszmy dupę, poznawajmy ludzi, żyjmy!!! Rewelacyjny blog - zaczynam obserwować. Takiej szczerości szukałam 😍
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany, dziękuję ci bardzo za opinię. Niestety, łatwe opcje aktualnie oddziałują na nas w ten sposób, że stajemy się leniwi. Po co robić coś własnymi rękoma, skoro można to komuś zlecić? Po co zszyć dziurę w ulubionej bluzce, lepiej wyrzucić i kupić nową... Smutne, prawdziwe, ale możliwe do zmiany! A przynajmniej wolę tak myśleć.
      Również pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty