Oderwane #7 "Chcieliśmy być władcami, to mamy swoją koronę."

ŻYJĘ W BIEGU...

Ciągle muszę gdzieś być, coś robić, kogoś poznać, czegoś się nauczyć. Stało się to dla mnie rutyną, jedynym co znam i co,  tylko jeśli zostało dokładnie wykonane, sprawia, że czuję się zadowolona z siebie.

Mój dzień zaplanowany jest praktycznie co do minuty - już od momentu przebudzenia. Pół żartem, pół serio, ale w domu bywam tylko taką ilość czasu, która potrzebna mi jest na przygotowanie (jak najszybsze) posiłków, spakowanie niezbędnych rzeczy do plecaka, kąpiel i sen. Ze współlokatorki stałam się duchem, od czasu do czasu nawiedzającym mieszkanie.

...TERAZ ZOSTAŁAM ZMUSZONA, ABY ZWOLNIĆ. 

A właściwie to z dnia na dzień całkiem wyhamować. Niby każdą moją ulubioną aktywność wstrzymywano stopniowo - na pierwszy rzut poszła siłownia, następnie treningi kickboxingu, później praca, a teraz nawet spacery - niby można, a jednak niewskazane.

Piszę ten post w czwartek o godzinie 12:04. Ilość zrobionych dzisiaj kroków - 82. 82! Normalnie miałabym ich już pewnie około dziesięciu tysięcy, jeśli nie więcej. Wychodziłabym z wykładu na uczelni - a raczej wybiegałabym z sali - by jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu, zgarnąć ekwipunek niezbędny mi do ćwiczeń i polecieć na siłownię. W końcu dobrze by było wyłapać chwilę na odpoczynek, zanim wieczorem znów wypadnę na kolejny trening. A co dzieje się w międzyczasie - czyli tych chwilach, kiedy powinnam odpoczywać? Szybkie gotowanie, szybkie jedzenie, nauka - chyba jedyna rzecz, którą robię bez pośpiechu, dobijanie aktywności spacerem, ewentualnie doprowadzenie do porządku kuchni, która mimo mojej niewielkiej obecności, zwykle przypomina pobojowisko.

OBOWIĄZKI, OBOWIĄZKI I JESZCZE RAZ OBOWIĄZKI.

Lista rzeczy do zrobienia nigdy się nie kończy. Właściwie, to czasem wydaje mi się, że jedyne co się z nią dzieje, to się wydłuża. Tak to już jest, kiedy człowiek jest dorosły. Nawet na to nie zamierzam narzekać, gdyż kształtuje to poczucie odpowiedzialności. Ważne by robić to z głową - w imię maksymy:

Najpierw obowiązki, potem przyjemności.   


Proste, prawda? Gorzej, kiedy nie wiesz już, co jest dla ciebie obowiązkiem, a co przyjemnością. Kiedy spacer z czynności relaksacyjnej, staje się metodą na osiągnięcie celu, a na treningach skupiasz się głównie na tym, aby nakarmić swoją ambicję oraz pokazać samemu sobie, że nie można cię wykończyć, zamiast brać z tego przyjemność i odreagować stres? Co w momencie, kiedy chwila z książką, filmem, serialem lub zwykły odpoczynek, staje się dla nas "zmarnowanym" czasem?

W tej całej codziennej gonitwie za byciem lepszym, silniejszym, szybszym od innych - czy naprawdę warto dawać ambicji tak dużą kontrolę nad sobą? Może czasem warto zatrzymać się na chwilę?

Rzeczywiście dopuścić się tego grzechu oddania prostym przyjemnościom! 
Znaleźć na nie czas! 

TERAZ JEST KU TEMU NAJLEPSZA PORA!

Od momentu wchodzenia coraz większej ilości obostrzeń, zasad bezpieczeństwa i tym podobnych zakazów oraz nakazów, kiełkowało we mnie coś, czego nie chciałam nazwać. Albowiem jeżeli nadajemy czemuś nazwę, to rzecz ta może zacząć nad nami dominować - przynajmniej w mojej perspektywie - a ja nie lubię, kiedy coś odbiera mi kontrolę. Ważnym dla mnie jest uczucie, że panuję nad każdym aspektem swojego życia, jednocześnie pozostając silną i niezależną. Taki typ charakteru - posiadam raczej skrajne cechy i niewiele rzeczy dla mnie ma inny odcień niż czarny lub biały. Dlatego właśnie nie chciałam przyznać się przed samą sobą, że boję się - bo właśnie strach, był tym czego nie chciałam sobie przedstawić - tak mocnej ingerencji w mój dość aktywny tryb życia.

Jeszcze kilka lat temu siedzenie w domu nie sprawiałoby mi problemu. Odpaliłabym jakąkolwiek grę i mogłabym tak spędzić kilkanaście godzin, zupełnie nie ruszając się z miejsca. Ewentualnie zaległabym w łóżku z książką. I tak od wschodu do zachodu słońca. Czynnika lenistwa brakuje mi obecnie najbardziej, bo co począć, kiedy siadasz do filmu i po pięciu minutach zdajesz sobie sprawę, że masz ochotę coś porobić?

I właśnie to coś postanowiłam ostatnio wziąć pod lupę. Czy tym czymś musi być kilkanaście kilometrów zrobione na nogach? Może to najwyższy czas, aby poza aktywnością fizyczną, popracować nad elementami, które chodziły mi po głowie dłuższy czas? Myśląc w ten sposób doszłam do wniosku, że jest kilka aspektów, które miałam niesamowitą ochotę zrobić już długi okres, ale zawsze brakowało mi doby. Wróciłam do nauki języków oraz poszukiwania informacji o prawidłowym wykonywaniu ćwiczeń, a korzystając z braku ograniczeń czasowych - piekę ciasta, gotuję potrawy, których dawno nie jadłam, w skrócie - szaleję w kuchni!

ALE, ALE! 

Pogodziłam się też z tym, że potrzebuję odpoczynku. Nie zadręczam się więc, gdy poleżę w łóżku godzinę lub więcej, niż ustaliłam sobie, że powinnam. Daję ciału to, czego ode mnie wymaga. Redukuję poziom stresu, regeneruję zmęczone mięśnie, układ nerwowy i wiecznie przepracowany od szacowania i planowania mózg. Resetuję się powoli, ucząc balansu, między tym co powinnam, a tym co muszę. Nie denerwuje się na siebie za to, że spędziłam dwa wieczory z rzędu oglądając filmy zamiast wykonania treningu. Korzystam z okazji, by spędzić więcej czasu ze współlokatorami, pisać, czytać, szukać kreatywnych blogów czy osób. Rozwijać social media. Nagrywać śmieszne filmiki. Bawić się z kotami czy królikiem. Wprowadzić porządek dookoła siebie, ale także i w sobie, jednocześnie nie przymuszając się do niczego. Bawić się dobrze, tym co w pewnym momencie - całkowicie głupio i niepotrzebnie - znalazło się na liście rzeczy do zrobienia.

Czuć się spełnionym, to nie tylko przekraczać coraz bardziej swoje granice fizyczne i psychiczne. Potrzeba udowadniania sobie i innym, że jest się niezniszczalnym, samowystarczalnym i nie-wiadomo-jeszcze-jakim ideałem rujnuje naszą perspektywę na to, co możemy osiągnąć. Dlatego ta przerwa, która tak naprawdę wielu z nas stworzyła sporą wyrwę w codzienności, powinna być dla nas idealnym momentem, by przypomnieć sobie, że jesteśmy tylko ludźmi. By zamiast się załamywać, tym, co na pewien czas straciliśmy, otworzyć się na to, jakie mamy teraz możliwości - wystarczy odrobina kreatywności!

Mamy prawo się potknąć, mamy prawo sobie odpuścić. Szukajmy nowych wyzwań, ale pamiętajmy, że warto czasem przedefiniować normalność. Przypomnieć sobie, że możemy robić coś więcej, niż tylko skreślanie kolejno wykonanych zadań. Na chwilę przestańmy planować każdy następny krok. Dajmy się porwać chwili. Wsłuchajmy w ten cichy głos, któremu zwykle nie poświęcamy uwagi i dajmy mu dojść do słowa. Oczyśćmy głowę, spójrzmy na wszystko co osiągnęliśmy, a co chcielibyśmy naprawić lub wprowadzić, ale tym razem zróbmy to racjonalnie i powoli, bo...

...CAŁY TEN POŚPIECH NIE TYLKO POWODUJE CHAOS W ŻYCIU,

ale i w głowie. 

Więc może czas nad tym zapanować? 


Komentarze

  1. Własnie teraz jest idealny moment aby się zatrzymać i znaleźć czas na te zadania które zawsze przekładamy na jutro. Ciekawy wpis!
    Pozdrawiam Weronika S.
    pasjeweroniki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje hamulce zostały naciśnięte tak mocno, że zagrzały się do czerwoności, zmuszając mnie do zatrzymania.
      Dziękuję za komentarz, również pozdrawiam.

      Usuń
  2. Już od dłuższego czasu wyrobiłam w sobie nawyk poświęcania sobie czasu, nawet kosztem jakiś obowiązków. Niestety zapominamy jak ważna jest 'lekka głowa'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może teraz i ja się tego nauczę! Chociaż mam tendencje do zachowań skrajnych i boję się, że jak sobie odpuszczę to już całkiem - całe szczęście, że mam znajomych, którzy nie dadzą mi popaść w stagnację.

      Usuń
  3. Moje życie przez obecną sytuację... nie zmieniło się praktycznie wcale. Wraz z partnerem jesteśmy introwertykami. Siedzenie w domu to dla nas relaks i najlepsza forma (nie)aktywności, a obecna możliwość pracy z domu to super sprawa - mogę siedzieć w piżamie, no-makeup, w ulubionych kapciach, z maseczką na twarzy i robić to, co zwykle robiłam w biurze. Smutne, że przy tym muszę drżeć ze strachu o mamę, która musi każdego dnia dojeżdżać do pracy komunikacją i pracować w firmie z wieloma ludźmi, a później wracać do swoich rodziców nie wiedząc czy nie naraża nie tylko siebie, ale także ich na niebezpieczeństwo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, jako studentka, aktualnie nie mam źródła zarobku, więc drżę o siebie, ale też właśnie o moją mamę i babcię, które siedzą razem w moim domu rodzinnym i braku innej możliwości muszą same sobie radzić (typowy domek jednorodzinny - potrzeba przynieść węgla, drzewa czy wybrać się na zakupy). Mama jest po operacji, babcia ma problemy z sercem, a ja aktualnie najlepsze co mogę dla nich zrobić, to trzymać się z daleka. Trzymam kciuki, aby twoją mamę omijały wszystkie wirusy!
      Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za odwiedziny!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty