#3 Miejsca i ja: "Niebieski, żółty, lukrowany!"

14/12/2019

Nie spodziewałam się, że jeszcze w tym roku zobaczę śnieg, tym bardziej, że będę wtedy w górach, chodząc po szlakach. A jednak życie, i znajomi, pisze różne ciekawe scenariusze. Skorzystałam z  odrobiny wolnego czasu, aby spełnić obietnicę daną współlokatorce już około roku temu i wybrałam się z nią oraz dwójką innych znajomych w góry.


O tym, że pojadę zdecydowałam na dziesięć godzin przed samym wyjazdem. Spakowałam plecak, przygotowałam prowiant i nałożyłam na siebie kilka warstw ubrań - to było wszystko co zdołałam zrobić, by załapać jeszcze choć odrobinę snu.



Oczywiście gdzie się człowiek spieszy, tam się diabeł cieszy - więc zmierzając na miejsce i wyglądając przez okno, zdałam sobie sprawę, że pada śnieg! Tak, zupełnie zapomniałam sprawdzić pogodę. Głupota jednak została zrekompensowana przez zapobiegliwość - ilość i jakoś ubrań, które miałam na sobie pozwoliły mi na przejście całego szlaku bez większego uszczerbku na zdrowiu poza ciut niższą niż zwyczajnie temperatura ciała i stopami przypominającymi sople lodu.

Trasa pociągiem wyglądała następująco:

-poranny pociąg z Wrocławia do Szklarskiej Poręby Górnej,
-szybka przesiadka w Szklarskiej do Harrachova.

Natomiast pieszą wędrówkę zaplanowano w ten sposób:

Plan w teorii piękny, jednak pogoda stwierdziła, że ubarwi nam odrobinę praktykę. 

 

 

 

 

Góry od zawsze mnie przyciągały. 


Mają w sobie coś czego nie umiem opisać, a co sprawia, że wolę je zdecydowanie bardziej niż wylegiwanie się na plaży w pełnym słońcu. W górach sprawdzasz siebie i swoją wytrzymałość, jednocześnie nie mając ochoty na zamartwianie się tym co zostało za tobą, pracą, studiami czy jakimkolwiek niepowodzeniem. 
Próbujesz dojść do celu i dajesz z siebie wszystko. 
Ja od czasu do czasu bardzo chętnie korzystam z tego rodzaju resetu - oczyszczania głowy ze zbędnych myśli, uspokajania rozjuszonego wnętrza, szczególnie, że przyzwyczajona jestem raczej do mieszkania na spokojnej wsi, a nie w wielkim, energicznym mieście, w którym wszystko musi dziać się jak najszybciej, jak najlepiej i bez problemu. 





 

Człowiek nasiąka całym tym chaosem, całą tą entropią.





I właśnie wtedy, kiedy czujesz, że potrzebujesz przerwy, chwilowego oderwania myśli, góry jawią mi się jako raj na ziemi. 
Bo w górach, nawet w grupie, czujesz się jako jednostka, której nic nie jest narzucane. 
Myśli przestają szaleć, po chwili zaczynają milczeć. 
W głowie masz tą przyjemną pustkę, odczuwasz, nie przejmując się niczym. 

 

Jesteś tylko ty i natura. 


Wędrówkę pieszą rozpoczęliśmy na stacji kolejowej w Harrachovie. Aby dotrzeć na właściwy szlak musieliśmy pokonać połowę miasteczka, które okazało się niesamowicie urokliwym miejscem, kojarzącym mi się z wieczorami przy kominku. 



 
Początkowo śnieg prószący z nieba nie był wielkim problemem, wręcz przeciwnie, był motywem przewodnim naszego zachwytu, w końcu kto nie docenia śniegu w górach, szczególnie przed świętami!? Jednak trasa zaczęła się piąć coraz bardziej pod górę, pojawiły się drobne problemy z okryciem wierzchnim, jakby los stwierdził, że zrobi wszystko abyśmy się poddali.
Potem pojawił się żółty szlak - dziewiczy śnieg, nienaruszony ludzką stopą - na którym musieliśmy torować sobie drogę, przez co moje nogi, mimo intensywnych treningów siłowych, błagały o przerwę, pomimo faktu, że tempo było dużo wolniejsze niż zaplanowane.
Pewien odcinek czasu wspominam jako dość sporą próbę podczas tej wycieczki - pomiędzy drugą a czwartą godziną wędrówki - kiedy to już prawie połowa trasy, więc nie chcesz się poddać, bo jesteś już praktycznie na półmetku, ale z drugiej strony... cóż, zupełnie nie wiem, co jest z drugiej strony, bo nie dałam pesymizmowi dojść do słowa. 
Potem dochodzicie do schroniska - mija czwarta godzina marszu, motywacja i siła woli przejmują kontrolę i stwierdzasz, że byłaś głupia, że chciałaś się poddać. 


 

Pozwalacie odtajać ośnieżonym ubraniom i butom. Grzejecie dłonie, jecie coś pysznego, rozmawiacie. Przenosicie się w zupełnie inne miejsce, w którym za oknem nie szaleje zamieć, jesteście grupą znajomych, która po prostu wyszła się spotkać. Po wszystkim zakładacie na siebie wszystko, co wcześniej ściągnęliście i zdajecie sobie sprawę z warunków na zewnątrz.
Dla mnie właśnie moment zbierania się do wyjścia z tej jakże fantastycznej strefy komfortu jest momentem największej próby. 

W końcu kto decyduje się na zawieję i zimno, kiedy dookoła tak ciepło i przyjaźnie?

 
Już pierwsze kroki z powrotem na szlaku wybiły mi z głowy negatywne myśli, no i po drugie - co ja do cholery miałabym zrobić innego niż wyjść tam i dokończyć trasę? Nie siedziałabym przecież w schronisku aż do wiosny!
Moja silna wola znowu się uaktywniła, krzycząc, że nie jestem miękka, by narzekać na ujemną temperaturę! 



Szarzejące wolno niebo, ogromna ilość śniegu, schroniska wyglądające jakby ktoś nałożył na nie filtr "Czarno biały szkic", choinki, które mi skojarzyły się z polukrowanymi drzewami prowadzącymi do fabryki zabawek świętego Mikołaja, oblodzone znaki. ...  fakt, że szlak schodził w dół - to było coś co sprawiło, że nie umiałam się nie uśmiechnąć i nie pokonać tych ostatnich kilku kilometrów. 
Udało mi się.
Przeszłam.

I jestem z siebie dumna.  




_____

P.S. Po powrocie do Wrocławia musieliśmy się należycie nagrodzić, więc skoczyliśmy na burgery do Pasibusa - wszystko oczywiście skrzętnie wliczone w bilans energetyczny z dopiskiem "Dodatni - pod zadowolenie z życia". 

Polecam bohatera grudnia - Amarena w wersji wege jest świetna!

Komentarze

  1. Piękne zdjęcia a burger wygląda naprawdę apetycznie!

    lorney lorneyvlogs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo i za komentarz i za odwiedziny!

      Usuń
  2. Pogoda lubi zaskakiwać :) burger kuszący!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczególnie jak człowiek nie sprawdzi pogody. Był niesamowicie smaczny, ale może to dlatego że byłam koszmarnie głodna.

      Usuń
  3. Jeny jka ja kocham takie widoki! i góry! i góry w śniegu, to ma taki swój cudowny urok, ze zazdroszczę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój cel na przyszłość to domek w górach z antresolą. I fotelem. I kakao. Na razie zostaje centrum miasta, zepsuta kanapa. I kakao.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty