#2 Miejsca i ja "Na zimno, na gorąco, na słodko"





Mydło, wełniane czapki, sery, wina, pocztówki czy biżuterię - to wszystko można było kupić na Festiwalu Kawy i Czekolady, tak dobrze czytasz, który odbył się we Wrocławiu w ten weekend 30.11 - 01.12. 
Wrocławska Czasoprzestrzeń zapewniła halę, w której wystawiać się mogły takie firmy jak Legalne Ziółka (dzięki czemu bogatsza jestem o dwie cudownie pachnące naturalne herbatki, obie o ciekawych nazwach "Pan Kac" oraz "Miłość"), Słodkie Rzeczy (mega dziękuję za naklejki z Czarnym Kotem), Gang Czekoladożerców - mają w swojej ofercie całkiem wegańskie czekolady, szczególnie przypodobałam sobie czekoladę o smaku piernika z pomarańczą, Rozbrykane Kolorki - dziękuję (w sumie to dziękujemy, całą obecną tam trójką), za niesamowicie interesującą rozmowę, która rozpoczęła się od historii powstania mydła owiniętego w wełnę, a zakończyła na pokazie zdjęć i próbie smaków szotów witaminowych, firma Beskid i ich cudowne mieszanki czekolad z owocami lub orzechami oraz wiele innych, bardziej związanych z branżą kawową lub rękodzielniczą. 



 


Wystawcy okazali się bardzo ciepłymi i chętnymi do rozmowy osobami, które znają się na rzeczy w swojej branży. 
Z ciekawostek, pierwszy raz udało mi się zjeść zasmażany makaron (odrobinę podobny do tego z zupek chińskich) z masą orzechową - było cudowne, ale jeśli jadłabym to sama, to zdecydowanie dostałabym cukrzycy. 
Hmm... jakie jeszcze słodkości można było kosztować? 






 
 


Ja, będąc tam po raz drugi, zdecydowałam się na gorącą czekoladę o smaku korzennym (na stoisku wystawcy ze zdjęcia poniżej), aromat powalił mnie od pierwszego powąchania, smak rozpłynął się w ustach i powędrował do serca, gdzie jeszcze bardziej rozbudził mojego świątecznego ducha. Było tego oczywiście wiele więcej, ale jeśli próbowałabym wszystkiego to chyba bym zbankrutowała i przytyła z cztery kilo.
Jakże smutno mi było opuszczać to miejsce! Szczególnie, że dzięki niemu kreatywnie spędziłam czas ze znajomymi, co jest niemal awykonalne, kiedy każde z nas ma własne życie i spędzenie go razem wymaga niemal kwantowych obliczeń!







A tu proszę, mieliśmy okazję zapoznania niesamowitych ludzi, spróbowania czegoś nowego i przy okazji rozwinięcia swoich zainteresowań (zdjęcia do dzisiejszego posta są efektem kolaboracji między mną a dwojgiem moich znajomych, za co serdecznie im dziękuję. Ola, Kamil jesteście boscy!).
Jedyny minus to jednak niewielka powierzchnia, przez którą czasem ciężko było przedostać się od jednego stanowisko do drugiego, ale nawet jeśli musiałam przeciskać się między ludźmi idącymi w drugą stronę i naruszać swoją strefę komfortu to było warto. 









Mimo że nazwa festiwalu nastawiła mnie odrobinę w kierunku zupełnie innych doznań smakowych - więcej kofeiny, to koniec końców okazało się ciekawym doświadczeniem i przyniosło mi i moim znajomym sporo radości. 
Na zdjęciu ja i moje odczucia do herbat, o których wspominałam wcześniej. 
Czysta miłość o pięknym aromacie, a jeśli ona nie wypali zawsze zostaje w odwodzie Pan Kac, który uratuje moje biedne serce(chociaż może bardziej wątrobę)!










To chyba tyle jeśli chodzi o moje przemyślenia na ten temat,
zostawiam was z galerią pełną zdjęć: 















Komentarze

Popularne posty