Oderwane #3 "Masz jakiś problem?"



Do pewnego momentu traktowałam życie jako niesamowicie trudne wyzwanie, któremu nie jestem w stanie sprostać. Zupełnie tak, jakby ktoś celowo wrzucał mi bez ustanku kłody pod nogi, nie patrząc na to, że nie mam siły nawet nad nimi przejść, a do dopiero przeskoczyć.
Przerastało mnie wszystko, rozpoczynając od kontaktu z rówieśnikami, na polubieniu siebie kończąc.




Droga do obecnego wyglądu i poczucia pewności siebie była bardziej wspinaczką pod stromą górę, aniżeli parkową ścieżką pełną opadłych liści. Jeśli miałabym ją określić dokładniej - było to dreptanie po ruchomych piaskach, a jeden niepewny czy zbyt wolny ruch, gwarantował zanurzenie.
Tonęłam więcej niż raz; jeszcze niedawno myślałam, że to ten raz będzie tym definitywnym, że się nie wynurzę, że pozostanę na dnie, pomiędzy mułem. Dość pesymistyczna wizja, która potęgowała we mnie totalny brak ochoty. Siła woli i tym razem pokazała na co ją stać i po raz niezliczony kazała mi spiąć poślady (przy okazji komentując, że wypadało by coś z nimi zrobić, bo forma spada) i wygrzebać co sił, bo byle kawałek mokrego gruntu mnie nie pokona! 
Ten moment stał się przełomowym krokiem milowym w sposobie myślenia. Rozpoczęłam rozpatrywanie siebie jako człowieka, a nie maszynę - to co pozostało z wcześniejszego porównania, to fakt, że tak samo jak maszyna potrzebuję paliwa. I to nie byle jakiego paliwa!

Samymi obowiązkami człowiek nie przeżyje, powietrzem i wodą też nie.
Zaczęłam więc od bazy, która potrzebna jest każdemu: zmieniłam sposób odżywiania.
Od lutego bieżącego roku przeszłam na fleksitarianizm i od tamtej pory ani razu nie miałam w ustach innego mięsa niż ryby. Niby niewielka zmiana, do tego teoretycznie ograniczająca, a moje dni zmieniły się na lepsze. Pobudziło to moją kreatywność do poszukiwań potraw bazujących na warzywach czy strączkach, które dadzą mi tyle samo wartości odżywczych (np. białka lub żelaza - hemowe występujące w mięsach jest lepiej przyswajalne, od niehemowego pochodzenia roślinnego, a w mojej sytuacji, przebyta anemia, jest to ważna kwestia) i tu nastąpił BUM! Te przepisy, nie dość, że są pyszne, to mogę zjeść większe porcje - typowo męski apetyt - i nadal mieścić się w bilansie energetycznym.
Dzisiejsze osiągnięcie: udało mi się wreszcie zrobić kotleciki z ciecierzycy, które finalnie nie zmieniły się w papkę!

Jak określiła to jedna z, ostatnio przeze mnie odkrytych, grup o zdrowym trybie życia - Game Changer! Oni natomiast zainspirowali się filmem dokumentalnym Netflixa - jeszcze nie miałam szansy obejrzeć, może następnym razem kiedy coś tu wstawię, to odniosę się do tego głębiej.

~Dla ciekawskich grupa to: SST - Sport Science Team, mają trzy podcasty na Spotify oraz fanpage na FaceBook'u - serdecznie polecam. 

Zdecydowanie fleksi pomogło mi pogodzić się ze sobą i odnaleźć coś co teraz mogę nazwać głęboką pasją - uwielbiam wszelkie informacje o zdrowym żywieniu. Kilka miesięcy temu zdałam sobie sprawę z faktu, że nawet jeśli czegoś nie wiem lub wiem za mało to to wcale nie jest problemem.
Wcześniej nie wiedziałam nawet jakie dokładnie są makro, czemu jest wokół nich tyle szumu, a żywność może mieć swój indeks sytości!
Problem pojawia się w momencie, w którym stwierdzamy, że nie mamy ochoty się rozwijać, pogłębiać swojej wiedzy, zatrzymujemy się w miejscu i zamiast gonić horyzont, zaczynamy się cofać.

Wykorzystujmy szanse, które gwarantuje nam los. 
Czasem może się nam wydawać, że los nie daje nam szans. Wszystko jest źle, nic nie idzie po naszej myśli, czas ucieka zbyt szybko, a my znajdujemy się w pętli bez wyjścia. To jest moment, w którym byłam na tyle często, że czuję się w nim bardziej swojo, niż kiedy wszystko układa się po mojej myśli - to jednak wcale nie oznacza, że od kiedy z tego wyszłam, to za tym tęsknię. Fakt, że gdzieś czujesz się jak u siebie wcale nie oznacza, że jest to dobre miejsce. Czasem musisz gdzieś wpaść w odwiedziny, poznać nowy ląd, by dowiedzieć się, że można coś zrobić inaczej - nazywamy to doświadczeniem i serio jest niezastąpione, jeżeli chcemy coś osiągnąć.

Co jest dobrego w posiadaniu problemów?

Zalet takiej sytuacji jest wiele - wiem, wiem: niby jakich Nikola? Mam problemy, tu nie ma żadnych zalet. 
I tu się mój drogi/ moja droga mylisz.
Po pierwsze, skoro masz problemy to znaczy, że żyjesz, co oznacza, że możesz podejmować decyzje, z czego wynika fakt, że możesz się z tego cholera wykaraskać.
Po drugie, wychodzenie z problemów, uczy!
No pomyśl tylko ile rzeczy musisz przeanalizować, ile wniosków musisz wymyślić, ile w życiu musisz zmienić, aby wyjść na prostą? Czasem wystarczy zadecydować binarnie: tak lub nie. Jednak pewne sytuacje wymagają od nas całkowitej zmiany dotychczasowych nawyków.
Wyobraźmy sobie Henryka.
Henryczek od małego był uczony, że po obiadku jest deserek - jakiś pyszniutki kawałek ciasta, beza czy chociażby czekoladki. Dojrzewając nauczył się pić kawę, ale czegoś zawsze brakowało, więc wrzucał do niej trzy łyżeczki cukru, a skoro już kawka, to może jakaś drożdżówka, a chwilę później z półki w sklepie znikał też batonik.
Cukier, cukier, cukier.
Wyrzuty glukozy, powodujące nagłe skoki i spadki energii - nie wspominając o możliwościach insulino-oporności.
I tak nasz Henryk żył, niczego sobie nie odmawiał - cholesterol, glukoza, insulina, leptyna, były słowami nieznanymi, czasem pojawiały się w radio, kiedy akurat chciał posłuchać muzyki siedząc w pracy lub w samochodzie. Henryk dużo siedział.
Poczuł się gorzej i po namowach wielu osób udał się do lekarza.
Cukrzyca, panie Henryku. 
Wiesz do czego zmierzam?
Henryk miał do podjęcia ważną decyzję, która nie kończy się na tak lub nie.
I właśnie to jest sytuacja problematyczna, która wymaga od ciebie zmiany wszystkiego co znałeś. Rzucenie się na głęboką wodę, by się uratować albo pozostanie w miejscu i oczekiwanie aż sztorm zabierze cię gdzieś daleko, a ty na koniec zadasz sobie pytanie czy nie lepiej by było wtedy zawalczyć.
Problemy uczą podejścia do rzeczywistości.
Ja miałam wybór - albo stoimy w miejscu, rośniemy wszerz bardziej niż wzdłuż i katujemy wszystkie stawy oraz kręgosłup, albo ruszamy z kopyta i coś ze sobą robimy, by za kilka lat nie witać się z ludźmi z poziomu wózka.
Początki były niesamowicie trudne, silna wola brała urlop, kiedy akurat najbardziej potrzebowałam, by ktoś powiedział mi stanowcze STOP!
Podjadanie, wyrzuty sumienia, jedzenie, by zagłuszyć wyrzuty sumienia, powrót na dobre tory, po chwili pojawiały się wymówki, by znów z tych torów zejść.
Pogoń za tym, by stracić jak najszybciej, obojętnie jakim sposobem.
Głodówki, napady głodu, pochłanianie słodyczy, drastyczne redukcje, okresy całkowitego głodu, płacz bezsilności.

Codzienność jest źródłem wszelkich doświadczeń, nawet tych złych!

Psychika w strzępach, siły brak, waga w górę - płacz w poduszkę, robienie z samej siebie wroga, problem z patrzeniem w lustro. Kontakt z ludźmi był jaki był, ale zamiast cieszyć się wspólnym czasem, ja myślałam tylko o tym jak wyglądam i o tym, aby wtopić się w tłum.
Nienawiść do siebie to najgorsze co może nas spotkać.
Pamiętaj - jesteś jedynym w swoim rodzaju, wyjątkowym człowiekiem, który ma przed sobą wszystko, czego zapragnie, jeśli tylko będzie miał odwagę po to sięgnąć.
Tego Wam wszystkim życzę.

Byście mieli w sobie tyle samozaparcia, aby sprawić, że ten świat będzie chociaż odrobinę lepszy - może nie dla wszystkich, ale przynajmniej dla Ciebie i twoich najbliższych, bo w najgorszych momentach nawet jeden uśmiech obcej osoby, może rozświetlić twój dzień i sprawić, że coś w twojej głowie kliknie i zupełnie zmienisz spojrzenie.
Pokochaj siebie, uśmiechaj się bez powodu i chociaż raz na jakiś czas, spróbuj się przekonać, że nie ważne są upadki, tylko to w jaki sposób i czy w ogóle możemy wstać i wyciągnąć wnioski.

Miłego tygodnia,
Nikola.

Komentarze

Popularne posty