#2 Cyklu o motywacji, pt. "Jak bardzo lubisz swojego porywacza?"




 

 Krótka  dywagacja na temat wewnętrznego syndromu Sztokholmskiego.



Pogoda nie sprzyja motywacji, rano ciemno, wieczorem ciemno, wieje, pada i jest szaro. Większość z nas zastanawia się, gdzie się podziało lato i dlaczego minęło tak szybko. Wolimy luźny wieczór pod kocem z czymś ciepłym w dłoni, aniżeli wstać i ruszyć na podbój miasta czy wsi. Zupełnie nie wiemy po co mamy zaczynać cokolwiek, skoro i tak się nie opłaca:


Formy do lata już i tak nie zrobię;

Po co mi zmiana diety, już i tak mam zniszczony organizm;

Napiszę pracę później, w końcu nie muszę się spieszyć.


Wymówki, wymówki, wymówki.
Oj ile ja ich miałam w głowie, zanim zdecydowałam się ruszyć z miejsca!

Za gruba jestem;

Po co mi zdrowa dieta, skoro ta jest smaczna;

Post na bloga napiszę jutro (był okres podczas którego pisałam opowiadania!);

Przecież to wstyd iść biegać! Jak to wygląda, opona dookoła brzucha i zalana potem twarz!


No i chyba dwa najważniejsze:

Co ludzie powiedzą!

Wszyscy będą się śmiali!


W efekcie chodziłam wiecznie smutna i bez większej ochoty na interakcje. Dołóżmy do tego nieciekawą pogodę, zero działania, zero zainteresowań, zero aktywności, zero chęci i mamy składniki na jesienno-zimową chandrę. A o ile lubię gotować, tak ten przepis schowałam głęboko w otchłani szuflady, do której i tak nigdy nie zaglądam i spróbowałam czegoś bardziej orzeźwiającego.

Może cię to zaskoczy, ale kiedy podejmiesz działanie, z którego wyniknie jakikolwiek skutek, staniesz się szczęśliwszy. Sam fakt próby i osiągnięcia efektu (zbliżonego lub dokładnie takiego jak zamierzony) spowoduje u ciebie wydzielenie endorfin, które jako hormon szczęścia odpowiadają za zachowanie pogody ducha - jeśli jednak efekt okaże się totalną klapą polecam czekoladę gorzką.

Nawiązując do tytułu:

Pomyśl o tym co cię blokuje i przebierz to w strój,  kojarzący ci się z porywaczem - w moim przypadku króluje czarny strój z kominiarką. Dookoła jest zimno i ciemno, ale jesteś jeszcze w dobrej kondycji. Związana naprzeciwko siedzi skulona dziewczynka, wycieńczona brakiem podstawowej opieki i żywienia.
Ty już wiesz, że jest to odzwierciedlenie endorfin, których aktualnie brakuje w twoim życiu. Porywacz karmi tylko ciebie, bo tylko za ciebie dostaje okup w postaci utrzymania, a im mniej zostaje dziewczynki, tym mniej masz motywacji, aby przeciwstawić się przestępcy.
Zdajesz sobie sprawę, iż działa on według pewnego schematu. Od czasu do czasu odwraca od ciebie głowę, a jest to moment, w którym zadajesz sobie pytanie "Może spróbuję coś zrobić?". Nie widzisz tego, ale to właśnie w tej chwili zadajesz mu najwięcej obrażeń - dlatego właśnie się odwraca, abyś nie zobaczył przewagi jaką nad nim masz.
Jeszcze raz popatrz na dziewczynkę. Ona nie ma już prawie żadnych szans.
To od ciebie zależy co w tej sytuacji uczynisz.
Zdecydujesz się pozostać biernym obserwatorem? Okej, masz do tego prawo! Nikt nie może zabronić ci zabawy w syndrom Sztokholmski i zakolegowania się z oprawcą! Będziecie tkwić w ciemnej, zimnej piwnicy, urządzicie sobie tam wspólne gniazdko, udając, że problemy nie istnieją. Paskudna i lepka strefa komfortu zagwarantuje ci bezpieczeństwo, a przynajmniej urojone jego poczucie.
Tyle tylko, że przed każdym zaśnięciem, kiedy zamkniesz oczy, będziesz widział wyraz twarzy dziecka, które do ostatniej chwili wierzyło i cicho pod nosem szeptało "Miałeś szansę".
Możliwości mamy zawsze! Trzeba się tylko poderwać z miejsca, znokautować porywacza, uratować to biedne dziecko i uciec z mentalnego więzienia, które sami sobie zbudowaliśmy, bo skoro stworzyliśmy je od podstaw to znamy jego słabe punkty, które wystarczy odpowiednio silnie nacisnąć, by konstrukcja runęła, a my zaczerpniemy wreszcie świeżego powiewu wolności.

Przykładowo

masz problem z podjadaniem lub wchłanianiem zbyt wielkiej ilości słodyczy? Pozbądź się ich ze swojego najbliższego otoczenia (szafek, szuflad, lodówki, torebki/plecaka etc.), a kiedy najdzie cię na nie niesamowita ochota... Pójdź po nie do sklepu! W tym przypadku mamy dwie opcje:
a) odechce ci się danej przekąski - ze względu na fakt, że po tak mało istotną rzecz nie będzie ci się chciało lecieć do najbliższego sklepu,
lub
b) podczas spaceru odczyścisz umysł, uda ci się zapanować nad zachcianką, dodatkowo spalisz kilka kalorii - a nawet jeśli nie uda ci się sobie tego odmówić, to co z tego? Jesteśmy ludźmi, mamy ludzkie potrzeby, a spacer i tak wyszedł ci na zdrowie! Smacznego!

Jeśli natomiast bardziej podoba ci się wersja ze stagnacją, to proszę bardzo, siedź dalej na czterech literach i przyjmuj to co ci życie rzuci w twarz. Jedna tylko uwaga:

Nie waż się na to narzekać! 

Zrzekasz się do tego prawa, kiedy stajesz się tylko biernym obserwatorem wydarzeń, zamiast wziąć w nich udział i próbować coś zmienić. 

Ciesz się brakiem odpowiedzialności za decyzje  

- jednakże z mojej strony nie licz na szacunek. 

Dlaczego akurat w tej kwestii mówię tak ostro? 

Znam taką sytuację z własnego doświadczenia, byłam w dokładnie tych samych sytuacjach, tkwiłam cały czas w jednym punkcie.        
Zaprzepaściłam multum szans, czego będę żałować chyba do końca życia. 
Co mnie jednak cieszy, to to, że teraz jestem tu gdzie jestem, piszę do ciebie poprzez tego bloga, rozwijam siebie i swoje pasje - odkrywam nowe i nieznane doznania.
Tak samo jak ty nie mogłam spać przez smutny wyraz twarzy wewnętrznego, pełnego marzeń i nadziei dziecka, gdy całym ciałem targał szloch urojonej bezsilności. 
Aktualnie jestem już dorosłą kobietą, dojrzalszą niż kilka lat temu, potrafię podejmować decyzje w oparciu o logicznie skonstruowane informacje, wychodzę ze wszystkich zaburzeń, w które się wpędziłam przez nierzetelne źródła informacji i ... sama chodzę do lekarza i na badania krwi -OKROPNOŚĆ!
Poza tym, że codziennie targam ze sobą torbę sportową, pełną niezbędnych rzeczy, to na plecach ciąży mi dość duży bagaż doświadczenia.
Pozwala mi on dojść do wniosku, że ni cholery nie chcesz spędzić całego życia w tej dziurze, no po prostu nie i koniec.

Stań się swoim własnym bohaterem i nie czekaj na ratunek od osób z zewnątrz - jeśli jesteś dobrym aktorem, to nikt się nie domyśli, że jest ci potrzebny, a jeśli masz pecha to nikt nie będzie chciał na ten fakt zwrócić uwagi. 

Finalnie w kupie gnoju najczęściej zostajesz sam. 


I radzę ci, bardzo mocno próbuj się z tego odkopać. 
Chyba nie chcesz zadławić się szambem, bo słyszałam, że jest to dość nieprzyjemne.

A na koniec małe przesłanie:


W obawie przed utratą kontroli
I uwięzienia przez ten świat
Marnowałem czas, marnowałem oddech
Myślę że zamyśliłem się na śmierć

Urodziłem się bez tego strachu
Teraz tylko to wydaje się być jasne
Muszę się ruszyć, muszę walczyć
Muszę się zatracić dziś wieczorem[...]

Komentarze

  1. Kiedyś zdecydowanie brakowało mi motywacji. Wszystko robiłam zbyt mechanicznie, pospiesznie byleby wypełnić dane obowiązki bądź zadania.
    Obecnie pozwalam sobie na więcej luzu; pojawiła się pożądana motywacja i chęć walki o satysfakcję i dobro :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie nie jest to kwestia braku motywacji - jej mam w nadmiarze i tu kształtuje się problem. Biorę na siebie zbyt wiele. Lista spraw do odhaczenia ciągnąca się na kilometry... Nic przyjemnego. Teraz można trochę odetchnąć, odpocząć. Znaleźć coś co nas interesuje i uspokaja, a z czego nie możemy zrobić obowiązku - u mnie wygrało pieczenie! :D
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Bardzo ciekawe spojrzenie na problem, ja czesto mialam problem z odkladaniem na pozniej i zapominaniem, im jednak jestem starsza staram sie nie brac sobie wiele na barki i dzieki temu jestem ciagle zmotywowana do dzialania ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bierzmy na siebie tylko tyle ile jesteśmy w stanie udźwignąć, maksymalnie tyle ile musimy - ale z rozsądkiem (ja jeszcze się uczę tego podejścia).

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty