Oderwane #1 "O szoku, drodze i wybuchu".

Mam już prawie 21 lat... 


Życie potrafi być przewrotne.

Szczególnie, kiedy myślisz, że trzymasz mocno jego wodze i nic cię nie zaskoczy. Czujesz stabilizację; studia, mimo drobnych potknięć, jednak jakoś idą ku lepszemu, masz pracę, która sprawia ci frajdę, nawet czas dla przyjaciół czy wyjście na trening... 

              Totalny brak szczęścia, ni to na twarzy, ni w postawie. 


Więc skąd ta pustka? 

Zanim zorientujesz się, co się właściwie dzieje, podejmujesz kilka decyzji i znajdujesz się ponad tysiąc kilometrów od domu, między całkiem obcymi ludźmi, w pracy, z którą nie wiążesz przyszłości. 
Przynajmniej tak wyglądało to w moim przypadku. 
Bo to co nazwałam u siebie stabilizacją, bardzo szybko zmieniło się w stagnację
Życie stało się egzystencją


Zjadała mnie rutyna, studia i praca stały się jedyną niezmienną rzeczą, która trzymała mnie przy zdrowych zmysłach. 
Codziennie budziłam się, myśląc o tym, żeby zrobić więcej, zarobić więcej... Wysypianie się stało się historią, treningi zamiast być chwilą wytchnienia i wyłączenia świadomości, sprawiały tylko zawód, bo zawsze był ktoś lepszy, ktoś kto wyglądał lepiej, kto brał większe ciężary, gdy ja miałam z tym problem. Stanęłam w miejscu, niewiele brakowało, żebym zaczęła się cofać.
Zdrowe żywienie stało się wieczną kalkulacją i katorgą, bardziej dietą (nie lubię tego określenia, źle się kojarzy), waga wrogiem, z którym nie umiałam się pogodzić, szczególnie kiedy kilogramy rosły zamiast maleć. 
Zaczęłam się gubić we własnej głowie/psychice, rozżalenie wzięło górę, a ja ostatkiem sił powiedziałam DOSYĆ!
Ile mogę wiecznie się z kimś porównywać!?
Ile mogę rywalizować z wrogiem, który nawet nie wie, że tak o nim myślę?
Kiedy dla samej siebie stanę się przyjaciółką? 
Dlaczego mam nienawidzić siebie samą? 

Tak więc skończyłam z tyranią wobec siebie, demonizowaniem posiłków, a w szczególności słodyczy. Pogoń za idealną wagą przeszła na drugi plan. 

Wyjechałam z walizką i umysłem, obojgiem pełnymi, i pytaniem w głowie: 'Co ja cholera robię? To zupełnie nie w moim stylu!'
Wysiadając z busa nie miałam nadal odpowiedzi na to pytanie, za to coraz więcej wątpliwości. 
Na chwilę w głowie pojawiły się czarne myśli 'pewnie nikt nie będzie chciał ze mną rozmawiać'.  Wchodząc po raz pierwszy na halę, miałam ochotę uciec. Przed twarzą przelatywały mi nowe twarze, do pamięci próbowały się dostać coraz to nowe imiona oraz metody pracy. Osaczona, przez chwilę wróciłam do poprzedniego myślenia, ograniczałam jedzenie i każdą guilty pleasure na jaką miałam ochotę. 
Nie trwało to długo, aż w tej całej chmurze obcych osób, znalazło się to małe grono, które polubiło mnie bez względu czy ważyłam 65 czy 58 kilogramów. Nic ich to nie obchodziło! 
Niespodziewanie, wspólne jedzenie w pierwszej lepszej restauracji na deptaku sprawiało mi jedynie czystą przyjemność. 


                                                   
                                 Słodki deser? Żaden problem! 


                                               
                                             Pełna micha makaronu?
                                             Również chętnie zjem. 

Nie samym wyglądem człowiek żyje!

Jestem czymś więcej niż miara na wadze czy ilość centymetrów lub odpowiednia podaż kalorii i brak satysfakcji z jedzenia (przecież to jasne, że na diecie najważniejsze sałatki, prawda?). 
Do Polski wróciłam odmieniona, poczułam się jak kobieta, która potrafi oczarować uśmiechem i dobrocią, a nie #peachbooty czy #beachbody
Wszystko da się naprawić, pewne rzeczy potrzebują po prostu zapalnika i odpowiedniej ilości czasu. 
Zmiana jest jedyną bombą, do której raczej nie wzywajmy sapera, bo kiedy ona wybucha, zmienia się dla ciebie cały świat. 
Ważne jest to jak pokierujemy energię wybuchu, jak przyszłe i przeszłe ja poprowadzi teraźniejsze. 

   

                                                    Droga nie zawsze będzie tak piękna i 

                                                        prosta, a niebo tak przejrzyste. 


Ciało to nie wszystko

Media społecznościowe mogą mieć na ten temat inne zdanie, ale od kiedy to mass media szerszą potwierdzone teorie? 
Najważniejsze to pogodzić się ze swoją psychiką, z tym kim jesteś w środku, zaakceptować, że ideał nie istnieje, a ty możesz z tym żyć i co najlepsze, nawet się tym cieszyć. 


Gdzie chcę być za kilka lat? 

Nie jest to istniejące, materialne miejsce, jak Hawaje. Jest to punkt w mojej głowie, kiedy rzeczywiście i całkowicie oddam się pasji, będę się rozwijać, a co najważniejsze, będę to robić zdrowo i w pełni szanując swoje ciało i jego możliwości. Droga do akceptacji siebie nie jest prosta, powiedziałabym, że idealnie odwzorowaną drogą do samozadowolenia jest stan polskich dróg pozamiejskich... Oraz Wrocławskich. 

Chociaż Haga całkiem nieźle rokuje jako moje małe miejsce na ziemi. 


Czego zawsze mi brakowało? 

Samokontroli oraz jasno zaznaczonego celu, do którego od wielu lat mogłabym dążyć. 
Nie kontrolowałam sięgania po słodycze czy śmieciowe żarcie - w końcu szczęśliwy brzuch, to pełny i twardy brzuch. 
Nikt nie wytłumaczył małej Nikoli, że brzuch ucieszyć można bardziej za pomocą warzyw i owoców, a nie wysokoprzetworzonej żywności. 


     Holendrzy mają dziwne kubki smakowe. ^


Ćwiczenia? A w życiu... Przecież orki nie ćwiczą, bo to wstyd. 
Znajomi? Taa... 
Czy pogrążam się w czarnej dziurze smutku i żalu, bo moje życie nie było tak kolorowe jak powinno?
Czasem tak, w końcu jestem tylko człowiekiem, mam uczucia oraz przemyślenia, ale właśnie przez to mogę się doskonalić, rozwijać, poznawać, poprawiać.

         
     Jedno ze spokojniejszych i piękniejszych miejsc, które miałam na wyciągnięcie ręki. 

 Nawet za najciemniejszymi chmurami istnieje słońce, grunt to, kiedy już nadejdzie moment zwątpienia, nie poddać się, a próbować walczyć, nawet jeśli oznacza to schowanie dumy do kieszeni i poproszenie o pomoc. To żaden wstyd, że kiedy potykamy się na drodze do lepszego jutra, czasem potrzebujemy pomocy. W końcu gdzieś w środku nas żyje cząstka bezradnego dziecka, które czasem musi usłyszeć "Kto złapał zająca?*", aby zapomnieć o bólu i przeszkodach, a także, żeby podnieść się z ziemi i zawalczyć o siebie. 

    

      Chyba że na tej ziemi znajdziemy się celowo, wtedy posiedźmy chwilę. 


Dlaczego to takie ważne?

Ponieważ jesteśmy dyrygentem i kompozytorem w orkiestrze, która gra naszą melodię i to od nas zależy, jak zachowamy się, kiedy wybrzmi fałszywa nuta. 
Jedyna zła zmiana, to trzymanie się koszmarnych nawyków, bo tak jest łatwiej... Może i łatwiej, ale czy sprawi to, że twoja melodia zabrzmi piękniej czy będzie pełna jedynie fałszywych nut? 
_____________________________________
* Jest to uniwersalny tekst w mojej rodzinie, kiedy próbujemy odwrócić uwagę dziecka od paniki i płaczu po upadku. 

Komentarze

Popularne posty